To urządzenie ratuje życie. ECMO, czyli sztuczne płuco-serce. Teraz pomaga 34-letniej pacjentce z poważnymi powikłaniami po grypie. Wspiera także osoby z niewydolnością oddechową, gdy respirator już nie wystarcza oraz te w głębokiej hipotermii - najczęściej gdy dochodzi do zatrzymania krążenia. To właśnie tu, do Krakowskiego Szpitala świętego Jana Pawła II, trafił z Zakopanego 27-latek przysypany przez lawinę.
— Jedynym ratunkiem właśnie to jest, podłączenie do pozaustrojowego krążenia, do aparatury ECMO, która najbliżej znajduje się w szpitalu w Krakowie - mówi dr Małgorzata Czaplińska, z-ca dyr. Szpitala im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem ds. Lecznictwa.
A czas odgrywa kluczową rolę.
— Czasami jest to zbyt daleko, żeby tego pacjenta przekazać w sposób bezpieczny w odpowiednim czasie – komentuje dr Aleksandra Chowaniec, z-ca dyr. Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu ds. Lecznictwa.
Warunki pogodowe nie zawsze pozwalają na transport śmigłowcem. Pozostaje więc karetka, a to oznacza dwie godziny jazdy. W skrajnych przypadkach nawet trzy.
— Nieszczęśliwa wersja jest, gdy poszkodowany zasypany przez lawinę nie ma dostępu do powietrza i dochodzi również do asfiksji, czyli jakby to uduszenie powoduje pierwotnie zatrzymanie krążenia i hipotermia nie jest w stanie ochronić naszego mózgu - tłumaczy dr Hubert Hymczak, z-ca kier. I Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. św. Jana Pawła II.
Tak właśnie było u 27-latka. Nie udało się go uratować. Rokowania są lepsze, gdy poszkodowany ma pod lawiną dostęp powietrza.
— Nasza pacjentka, którą mieliśmy kilka lat temu, wyciągnięta również spod lawiny, ten czas zatrzymania krążenia wynosił prawie 6 godzin, pacjentka wróciła do zdrowia, normalnie funkcjonuje – dodaje dr Hubert Hymczak.
Rocznie trafia tu około 20 pacjentów w hipotermii. W Małopolsce tylko w czterech krakowskich szpitalach można podłączyć chorych do ECMO. Pojawiły się więc pytania, a nawet już dyskusja, czy nie powinno ono być dostępne na Podhalu. Jednak zdaniem lekarzy - samo urządzenie to nie wszystko.
— Do tego jest potrzebne świetne wyszkolenie personelu i praktycznie całodobowa gotowość zespołu, który jest w stanie to uruchomić, podłączyć i prawidłowo nadzorować - wyjaśnia dr hab. Sylweriusz Kosiński, Pracownia Medycyny Górskiej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Plan jest wiec inny - zespoły wyjazdowe.
— Personel, który jest przeszkolony i świetnie do tego przygotowany wsiada do karetki i na wezwanie, po spełnieniu określonych kryteriów przyjeżdża tutaj na miejsce i dokonuje niezbędnych procedur w celu podłączenia tego sprzętu i pacjent. Ta sama karetka wraca do kliniki, która kontynuuje leczenie – dodaje dr hab. Sylweriusz Kosiński.
Taka forma pomocy już jest powoli testowana.